Zgodnie z zapowiedziami wracamy z tematem świadomego rodzicielstwa i zagrożenia wypaleniem zawodowym. To bardzo ważne kwestie. Zanim przeczytacie tekst przygotowany przez jedną z mam zastępczych, przemyślcie kilka kwestii, które zawarte są w przytoczonych cytatach socjolożki Anny Malaiki Tubbs ” The Three Mothers…” 2021( za Anną Pamułą „Mamy do pogadania”, Wyd. Agora 2023):
„[matki są często] błędnie przedstawiane lub całkowicie pomijane w opowiadanych przez nas historiach. Matki są przyzwyczajone do bycia postrzeganymi jako bezinteresowne istoty, których nikt nie bierze pod uwagę, bo nie musi. Są przyzwyczajone do bycia poniżanymi, bo decydują się zostać w domu że swoimi dziećmi – narracja społeczna mówi, że jest to <bezproduktywne< (po polsku mówi się przecież, że matka -siedzi w domu z dzieckiem-, chociaż ja jeszcze nigdy nie widziałam matki siedzącej, wszystkie, które znam, dziennie przebiegają maraton!). Wszystko to prowadzi do braku zrozumienia kluczowych ról, jakie matki odgrywają w naszym społeczeństwie, i przyczynia się do braku wsparcia.” i dalej:(…)”sposobem na nakłonienie organizacji i naszego rządu do zapewnienia matkom najlepszych zasobów, których rozpaczliwie potrzebują i na które zasługują, jest najpierw zmiana perspektywy macierzyństwa na poziomie kulturowym.”
Przemyślenia te można rozumieć szerzej, wziąć pod uwagę nie tylko macierzyństwo ale też rodzicielstwo, w tym zastępcze… ogrom presji jaka jest wywierana, oczekiwania społeczne, którym ktoś nie będący super bohaterem nie jest w stanie spełnić…po prostu, po ludzku, nie jest w stanie, bez wsparcia, pomocy, odpowiednich środków finansowych, bazy specjalistów, dobrego słowa od innych, nieoceniania… Bez tego wszystkiego rodzicielstwo zastępcze po prostu się wypali..
Bądźmy wystarczająco dobrymi mamami, ojcami, rodzicami i pozwólmy na to innym, nie wpędzajmy się wzajemnie w kompleksy, je oceniamy, zamiast tego wspierajmy się. Bądźmy siłą dla naszych dzieci
A na koniec tekst o świadomym rodzicielstwie zastępczym jednej z naszych wspaniałych mam
„Świadome rodzicielstwo zastępcze
Kiedy zdecydowałam się na ten krok, bycie mamą zastępczą, miałam bardzo wiele wątpliwości, mimo, że wydawało mi się, że jestem osobą świadomą ryzyka, zdecydowaną na poświęcenia oraz otwartą na szkolenia, pomoc instytucji i wsparcie psychologa. Kiedy przyjęłam dzieci okazało się, że jeszcze dużo muszę się nauczyć o sobie, że mam w sobie dużo naiwności i ufności. Dowiedziałam się, że większość RZ jest sfrustrowana, zmęczona, niedoceniona, że chociaż walczą o dzieci to czują się jakby żebrały o podstawowe sprawy. Rodziny zastępcze walczą o lepszą płacę, większe, konkretne wsparcie dla dzieci naprawdę pokrzywdzonych, Stowarzyszenie także działa na rzecz współpracy z różnymi organami, aby uwspólniać działania, synchronizować je i pomóc RZ w tych podstawowych sprawach: lokum, opieka wytchnieniowa, wskazówki do pracy z dzieckiem. Potrzeb jest bardzo wiele, ale większość przeciętnych ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego jak to wygląda, bagatelizuje problemy, sprowadza je często do „wymysłów RZ”, chciwości bo chcą więcej zarabiać, albo uważa, że skoro się ktoś czegoś takiego podjął to „niech sobie radzi”. Oczywiście nie ujmując osobom, które przynajmniej starają się zrozumieć, albo faktycznie rozumieją. Jednak wszystko sprowadza się do tego, że większość ludzi jest NIEŚWIADOMA i na uświadamianie należy położyć nacisk, na informowanie, pokazywanie na przykładach, pokazywanie rozwiązań oraz na TOLERANCJĘ. Na co zda się wysiłek rodzin zastępczych walczących o dobro dzieci jeśli dzieci trafiających do pieczy jest coraz więcej bo rodzicom biologicznym pozwala się sprowadzać na świat kolejne obciążone dziecko, przeciąga w nieskończoność procedury odbierania praw i kwalifikowania do adopcji lub przynajmniej zdejmowania z RZ obowiązku spotkań, które wprowadzają chaos w życiu dzieci? Ciężka syzyfowa często praca „nagradzana” jest krzywdzącymi komentarzami ludzi nieświadomych, zamykaniem drzwi tam gdzie powinny być szeroko otwarte. Kilka razy już usłyszałam komentarz w moim kierunku w związku z zachowaniem się moich ruchliwych, ciekawskich, gadatliwych dzieci zastępczych: „Co z Pani za matka?”, „Jak Pani wychowuje te dzieci?”, „Bachory z lasu wyszły, masakra!”, „W buszu je Pani chowała?”. Nauczyłam się już, że w takich sytuacjach należy zachować spokój, z uporem maniaka powtarzać utarte zwroty dyscyplinujące dzieci, chronić je przed zrobieniem sobie krzywdy, a osobie nieświadomej spokojnie odpowiedzieć: „Proszę powstrzymać się od komentarzy” albo jeśli komentarza nie ma po prostu przeprosić. Jeśli jest to ktoś myślący, mądry to może go to wzruszy, a jeśli nie to i tak na nic zda się nasza energia na tłumaczenie o co chodzi.
Druga sprawa, która problemów dzieci z pieczy nie rozwiązuje to kwestia edukacyjna, wiele z dzieci z pieczy trafia do zwykłych szkół, gdzie giną w gąszczu wymagań skierowanych do przeciętnego ucznia, albo absolutnie sobie nie radzą, do szkół specjalnych się nie nadają, zresztą uczęszczanie do szkoły razem z dziećmi głęboko niepełnosprawnymi też jest dla nich krzywdzące, a w szkołach z oddziałami integracyjnymi miejsc brakuje. Pozostają szkoły prywatne, które także mają różne opinie i przede wszystkim są płatne więc skąd fundusze na takie wyzwania finansowe mają brać rodzice zastępczy? Rozumiem wymagania edukacyjne, podstawa programowa, wymagania egzaminacyjne, a nawet pochwalam zmiany związane z udzielaniem pomocy psychologiczno-pedagogicznej, coś się dzieje, ale to ciągle za mało, aby uświadomić ludziom z czym takie dzieci muszą się mierzyć. Opóźnienia rozwojowe jakie mają nie są ich winą, lecz spowodowane są zaniedbaniami rodziców, a do pracy dobrego psychologa-eksperta można szukać ze świecą, świadomi i przygotowani do tego wyzwania nauczyciele współorganizujący dla dzieci z opiniami są jak ginący gatunek. Do tego brak tolerancji wpisany w naszą codzienność, brak umiejętności rozwiązywania problemów, działań profilaktycznych ukierunkowanych na zapobieganie zamiast leczenia. Te ostatnie nie są winą systemu edukacji bo nauczyciele starają się jak mogą, ale często złożoność problemów jakie napotykają jest nie do przeskoczenia, w tym brak efektywnej współpracy z rodzicami uczniów, którzy nie są objęci pieczą zastępczą.
Rodzice zastępczy musza więc w tym wszystkim być silni, spokojni, a także wydaje się mieć energię, aby tłumaczyć, wskazywać rozwiązania osobom, które powinny być świadome: nauczycielom, lekarzom, nierzadko psychologom, muszą walczyć ze zniecierpliwieniem, brakiem tolerancji, własnymi emocjami i brakiem zrozumienia wobec podjętej decyzji o byciu rodziną zastępczą. Ale trwają w tym, idą krok po kroku, dzień za dniem znajdują motywację do pracy, działania, biorą głęboki oddech i pomagają tyle ile mogą. To trudna rola, czasem warto traktować ją zadaniowo, wyznaczać sobie osiągalne cele i powoli je realizować. Warto też mieć opcję aby odpocząć, zrobić coś dla siebie, aby oderwać się od tej żmudnej i trudnej codzienności po to by móc złapać dystans i nadal z optymizmem patrzeć w przyszłość dzieci, które przyszło im wychowywać..”
Projekt „Bo można zrobić coś więcej” został sfinansowany ze środków budżetowych Miasta Poznania.
https://www.facebook.com/StowarzyszenieZastepczegoRodzicielstwa