Rodzicielstwo zastępcze, które wspieramy i promujemy to niezwykle trudny temat, często pomijany w merytorycznej debacie publicznej. Specjalnie dla Was publikujemy dziś wnikliwą analizę, która została przygotowana przez jednego z rodziców w ramach projektu:
„Bo można zrobić coś więcej… zostań Rodzicem Zastępczym”, który jest sfinansowany ze środków budżetowych Miasta Poznania.
„Dlaczego TO nie działa?”
„Idea jest piękna, ustawa ma swoje wady, ale jest jak dotąd najlepszą swoją wersją biorąc pod uwagę jej wcześniejszy kształt. Ale dlaczego system pieczy zastępczej i kwestia adopcji w Polsce to tak trudny temat i dlaczego to nie działa tak jak powinno?
Z założenia piecza zastępcza została kiedyś „wymyślona”, aby zabezpieczyć małoletnie dziecko na czas postępowania sądowego, dać szansę rodzicom na podjęcie działań, zmian, które sprawią, że przyczyny odebrania dziecka ustaną i będzie mogło ono powrócić do domu. Sytuacja dziecka powinna zostać uregulowana w maksymalnie 18 miesięcy, czyli półtora roku w zawieszeniu, niepewności jutra, sztucznych spotkań z rodzicami biologicznymi. W tym czasie rodzice płaczą, obiecują, bronią, są nastawieni na walkę. Kiedy teoretycznie sytuacja się reguluje, czyli np. Sąd umieszcza na stałe dziecko w rodzinie zastępczej i nie zakazuje kontaktów z rodzicami biologicznymi to nadal nie zmienia sytuacji dziecka, które cały czas jest rozdarte. Przez półtora roku zdąży nawiązać relacje w rodzinie zastępczej, ale jeśli kontakty z rodzicem biologicznym nie ustają, są regularne, to nadal wierzy, że wróci do domu i czeka, w zawieszeniu, nie chce opuszczać nowej rodziny, a do starej chce wrócić mimo, że często podświadomie wie, że tam nie otrzyma właściwej opieki. Dla Sądu dziecko jest zabezpieczone, dla dziecka i rodziny zastępczej to kolejny etap regulowania się sytuacji dziecka.
Przez kolejne pół roku, czasem mniej czasem więcej rodzice biologiczni się starają, ale często te starania nie są tym dzięki czemu byłaby szansa, aby dziecko wróciło do domu rodzinnego. A kiedy już niewiele się dzieje dla rodziców, bo nie podejmują się terapii, nie chodzą na spotkania, na których mogliby nauczyć się właściwych metod wychowawczych, nie idą na odwyk, dzieci na co dzień nie mają obok siebie, nie ma już wezwań do Sądu na rozprawy, nikt właściwie się nimi już za bardzo nie interesuje, zaczyna się etap braku motywacji nawet do tego, aby spotkać się z dzieckiem, nie mówiąc o zmianach trwałych, zmianach powodów dla których dzieci im odebrano. Często związki się rozpadają w tym czasie, albo rodzą się kolejne dzieci i uwaga jest skupiona na nich, a starsze dzieci z pieczy schodzą powoli na plan dalszy. Wtedy zaczyna się procedura odbierania praw rodzicielskich, bo kiedy rodzina zastępcza nie może się skontaktować z biologiczną w ważnych sprawach dot. dzieci to jak ma należycie sprawować swoją funkcję? Nie może wyrazić zgody praktycznie na nic, nawet mając rozszerzone prawa o decydowaniu o edukacji i zdrowiu, które dają jej tylko możliwość bieżącego leczenia u lekarza rodzinnego, pediatry czy specjalisty oraz decydowania o wyborze przedszkola czy szkoły, ale jeśli chodzi już o zabiegi operacyjne pod nakrozą, zgodę musi wyrazić rodzic biologiczny i fizycznie pojawić się w szpitalu. Podobnie jest z udzielaniem zgody na wykorzystanie wizerunku dziecka, jego udział w konkursach, przy starszych dzieciach wyrabianie dokumentów np. na wyjazdy/wycieczki zagraniczne. Procedura odbierania praw także trwa, czasem kilka lat, te lata w rodzinie zastępczej jeszcze bardziej przywiązują dziecko do nas a nas do dziecka, a niepewność pozostaje. Gdy wreszcie są odebrane są dwie drogi, żadna nie jest tak naprawdę dobra dla dziecka. Dziecko nadal zostaje w rodzinie zastępczej, która staje się dla niego opiekunem prawnym, ale gdy rodzic nie ma zakazanych kontaktów z dziećmi to może się do nich odzywać i wprowadzać zamęt w uporządkowanym już życiu. Albo dziecko wreszcie trafia do adopcji, ale już do innej rodziny i musi zaczynać od nowa adaptację, znów się aklimatyzować, przeżywa kolejną stratę.
Bywa też tak, że Sąd daje kolejną szansę rodzicom biologicznym i dziecko powraca do domu. Wiele z nich po około pół roku wraca do pieczy zastępczej, nierzadko do zupełnie innej rodziny zastępczej i przeżywa wszystko na nowo. A proces sądowy zaczyna się od nowa. Takie dziecko mając kilka lat przeżywa deja vu. W najlepszym wypadku wraca do tej samej rodziny zastępczej, ale z racji deficytu rodzin zastępczych często ta rodzina przez pół roku nie czeka na te dzieci tylko przystaje na propozycję przyjęcia innych. Dla dziecka to kolejna zmiana, kolejne odzyskiwanie zaufania do dorosłych, dostosowywania się do nowych zasad w innym domu. Takie dziecko często nie ma na to ochoty z racji poprzednich doświadczeń, jaką bowiem ma pewność, że sytuacja się nie powtórzy? Gdzie w tym poczucie bezpieczeństwa, dbanie o dziecko, jego emocje, jak rozmawiać z tak poranioną małą duszyczką, co jej powiedzieć jeśli sami nie wiemy co będzie?
Bywa też tak, że Ci którzy adoptują nie dźwigają traum tych dzieci i po dłuższym lub krótszym czasie oddają dziecko, któremu obiecali, że będą jego ostatnimi rodzicami. Ta opcja jest chyba najsmutniejsza. Wielu daje radę i należy im się szacunek, bo do adopcji trafiają naprawdę poranione dzieci. Trauma trwa dwa razy dłużej niż przebywanie w niej, a każda zmiana rodziny powoduje regres u dzieci. Dodatkowo ludzie młodzi często chcą przyjąć maleńkie dzieci, żeby „dziecko mieć”, a nie „dziecku pomóc”. Jeśli dziecko jest u nich wcześniej mogą zrobić więcej, to prawda i szybciej, to też prawda, ale często zapominają, że dziecko powinno znać swoją historię, swoją przeszłość. Nie chcą też często przyjąć do wiadomości, że przyjęcie starszego dziecka daje taką samą satysfakcję i zaspokaja instynkt macierzyński/ojcowski, że to ta sama miłość bez względu na to czy przyjmują chłopca czy dziewczynkę. Problemem jest też brak bezpłatnego wsparcia dla rodzin adopcyjnych, po przejęciu dziecka przez rodzinę adopcyjną, właściwie zostawiana jest sama sobie, chyba, że sama szuka wsparcia, a często się wstydzi, że sobie nie radzi, że ma problemy, albo nie przyjmuje do wiadomości, że w ogóle możne mówić o nieradzeniu sobie. A może, to naprawdę trudne zadanie, wychowanie dziecka, a wychowanie dziecka z traumą – arcytrudne! W bycie rodziną zastępczą wpisane są kontrole, instytucji, ocena funkcjonowania dzieci w rodzinie, rodziny muszą odnawiać swoje predyspozycje i motywacje do pełnienia swojej roli, szkolić się, ciągle doskonalić swoje umiejętności. Rodzina adopcyjna tego nie musi i mimo zachęt, często nie korzysta z możliwości, które się nadarzają.
Ponadto, rodziny zastępcze się kontroluje, sprawdza, ocenia, wyciąga wobec nich konsekwencje, rodzicom biologicznym wolno więcej, bo mają przywileje i prawa, a nie obowiązki. Wystarczy, że się przeprowadzą, a już kurator ich nie odwiedzi, musi ruszyć procedura szukania właściwego na dany rejon kuratora, rodzic może się nie zgodzić na asystenta rodziny, który mógłby mieć wgląd w sytuację dziecka pozostającego pod jego opieką, zgłosić nieprawidłowości tak jak kurator. Rodzina zastępcza nie przeprowadzi się bez zgody instytucji, bez informacji. Często instytucje odpowiedzialne za umieszczanie dzieci w rodzinach mają bardzo duży problem, bo rodzin brakuje więc dzwonią choć wiedzą, że odpowiedź będzie odmowna, albo liczą, że może ktoś się ulituje. Tylko to nie jest komfortowa sytuacja dla nikogo. Koordynatorzy są zmuszeni do dzwonienia, a rodziny zastępcze do decydowania, odczuwane jest to jako przemoc, bo każda odmowa dla rodziny zastępczej to dylemat moralny, każdy telefon koordynatora z błaganiem o miejsce dla dziecka to żebranie, wszystko to wybór między złym a gorszym. Dziecko poniżej 10 roku życia w placówce to gorszy wybór niż w przepełnionej rodzinie zastępczej, czy odwrotnie? Z czym mamy do czynienia? Z porównywalną sytuacją niż ta, która niejednokrotnie ma miejsce dla dzieci w rodzinie biologicznej. To nadal jest krzywdzące dla bezbronnych dzieci! Wyrwani z domu rodzinnego do placówki czy do rodziny zastępczej, która sama musi się borykać z problemami opisanymi wyżej!
Inny problem to ilość dzieci, która wymaga odebrania rodzicom i brak rodzin zastępczych chętnych na przyjęcie tych dzieci. Według ustawy dzieci poniżej 10 roku życia nie powinny trafiać do Domów Dziecka. W rzeczywistości nie jest to respektowane ze względu na brak innych możliwości. Owszem są dzieci, które nie nadają się do życia w rodzinie, są to przypadki bardzo trudne, bardzo obciążone, wymagające opieki instytucji. Ale są też takie, które czekają na nową rodzinę i marnuje się ich potencjał, który mógłby się rozwinąć w rodzinie, a w instytucji nie ma na to szans.
A gdyby tak zmienić myślenie? Szkolić więcej rodzin zastępczych niezawodowych z celem adopcyjnym, przekonać, że kontakt z rodzicem biologicznym może być dobry, że jedna strata wystarczy w życiu dziecka? Gdyby lepiej diagnozować potrzeby dzieci i możliwości rodziców zastępczych/adopcyjnych i od razu po odebraniu dziecka od rodziców biologicznych trafiało ono do docelowej rodziny zastępczej, a później gdy pojawi się możliwość były adoptowane przez tę rodzinę? Gdyby nawet dziecko wracało do rodziców biologicznych, dobrze przygotowana rodzina zastępcza jest w stanie sobie poradzić, może też dziecko w razie kolejnego niepowodzenia wracałoby do tej samej rodziny? Trzeba by przekonać potencjalnych rodziców adopcyjnych, że taka droga jest lepsza dla dziecka, przeżywa ono tylko jedną zmianę, stratę i trafia do odpowiedzialnych rodziców, którzy przeżywaliby tę całą drogę jaką pokonuje dziecko do adopcji razem z nimi? Czy nie rozumieliby bardziej, lepiej co ono czuje? Czy nie mieliby większej wiedzy nt. tego jak funkcjonowało w domu znając rodziców biologicznych, ich zachowania, błędy i dobre strony? Uważam, że tak, oczywiście pod warunkiem, że rodzice byliby znani i chcieli tego kontaktu. Mieliby kontrole, wsparcie, później radziliby sobie lepiej. Pozostaje jeszcze kwestia jawności danych, rodzic biologiczny zna dane rodziców zastępczych, rodzic adopcyjny ma komfort polegający na anonimowości.
Jeszcze jedna uwaga, która mi się nasuwa. Patrząc na historie dzieci trafiających do pieczy po latach nadzoru kuratora, asystenta rodziny i innych funkcjonariuszy państwowych, czy 4 lata nadzoru kuratora i wcześniejsze sytuacje odebrania dzieci to nie jest już wystarczająca szansa dla rodziców? Czy trzeba jeszcze przedłużać ten proceder przy kolejnych dzieciach? Jeżeli w rodzinie przez 4 lata nic się nie zmienia to czy decyzja o ostatecznym odebraniu rodzicowi dziecka musi trwać kolejne lata? Faktem jest, ze nie każdy nadaje się na rodzica, faktem jest, że wszyscy popełniamy błędy, ale jeśli ktoś nie uczy się na nich, nie wyciąga wniosków, nie chce, nie umie, to jaki sens ma przedłużanie tego stanu?
Nie wspominam tu w ogóle o czymś takim jak telefon od rodzica biologicznego do dziecka raz na pół roku, rok, albo brak kontaktu, a decyzja Sądu się nie zmienia, prawa rodzicielskie nadal nie są odebrane, nadal sytuacja dziecka jest nieuregulowana.
Rodziny zastępcze walczą o lepszą płacę, ale też o rozwiązania systemowe, dziecko trafia do nich z interwencji i natychmiast powinien się nim zająć sztab specjalistów, bez czekania na wizyty, rodzina zastępcza powinna otrzymywać uprawnienia do decydowania o zabiegach typowych dla dzieci z pieczy, aby mogła od razu działać i pomagać dzieciom, które już z racji swojej sytuacji są rozwojowo opóźnione. Wreszcie na podstawie ustalonych zaburzeń powinno trafiać automatycznie do przedszkola/szkoły/ośrodka rozwojowego, które wpierałoby je pod kątem tych zaburzeń przez właściwych specjalistów i doprowadzało do momentu, gdy dziecko mogłoby zostać zapisane do zwykłej szkoły, przedszkola, aby dalej już funkcjonować jak zwyczajne dziecko. W przypadku trudniejszych zaburzeń byłoby kierowane do szkół/przedszkoli specjalnych. Wszystko powinno dziać się automatycznie, rodzic zastępczy miałby listę telefonów i wskazówek gdzie zadzwonić zaraz po przybyciu dziecka do rodziny i machina by ruszała….
Co trzeba zrobić, aby te głosy zostały usłyszane? System nie działa dla dobra dziecka, nie zmienia sytuacji rodziców, nie pomaga rodzinom zastępczym w lepszym wykonywaniu swoich obowiązków i nie zmienia sytuacji osób chętnych aby adoptować. Co więc robi/daje system?…”