W najbliższym czasie chcielibyśmy przybliżyć problemy z jakimi mierzą się rodziny zastępcze czy samotni rodzice zastępczy.
Warto zwrócić uwagę na ogrom emocji jaki wiąże się z tą pracą, gdyż nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Dziś cytat z niesamowicie przejmującej książki Mary Wroniszewskiej „Tu jest teraz Twój dom. Adopcja w Polsce”. Zaczynamy od opowieści Wiktorii, która kilka lat prowadziła rodzinny dom dziecka, i której przykład pokazuje, że bez zrozumienia, specjalistycznego wsparcia, zaplecza finansowego .. jest to po prostu niemożliwe…
„(…) na początku Wiktoria sama prała, gotowała, sprzątała, zajmowała się dziećmi, ale szybko okazało się, że to zbyt wiele pracy dla jednej osoby – do ogarnięcia były dwustumetrowy dom i dziesiątka dzieci.
– Nie śpisz, nie jesz, jesteś nakręcona, przeraźliwie chuda. I nawet nie możesz sobie powiedzieć: stop. Bo jak się powie A, to trzeba powiedzieć B. Bo mieszkają z tobą dzieci, które kochasz, i chcesz dla nich najlepiej. Czujesz ciężar odpowiedzialności za nie.
Dla niej, jako dyrektorki placówki, najtrudniejsze były formalności, prowadzenie dokumentacji dzieci, domu. I ciągle miała dylemat: zajmować się dziećmi i domem czy papierami? (…)
Dom funkcjonował od 1998 do 2007 roku. Nawet nie szkoda mi było tego zostawić, tak byłam wykończona i wypalona zawodowo. Nie mogłam już żyć w tych lokalnych układzikach, byłam jak zatruta. Wzięłam długi urlop od wszystkiego. Nie tęskniłam już za kolejnymi dziećmi. Ledwo wystarczało sił na własne. (…)
Po czasie najtrudniej było jej zaakceptować świadomość tego, co niechcący zrobiła biologicznym dzieciom. One ciągle słyszały: „Teraz nie mam czasu”. Niestety priorytetowo traktowała te przybrane. Wiele lat upłynęło, zanim zdała sobie z tego sprawę. Wydawało się jej, że wystarczy im, że ona je kocha i że urodziły się w pełnej rodzinie. Dopiero dziś, po latach o tym z nimi rozmawia, o kosztach, które musiały ponieść, o tym, że nie miała dla nich czasu (…)
Z perspektywy czasu dostrzega, że była naiwna, myśląc, że to wszystko ogarnie. Oczywiście robiła to najlepiej, jak umiała, ale odbyło się to kosztem funkcjonowania jej własnej rodziny, jej zdrowia, czasu, nerwów. Kilka lat nie dosypiałam, nie dojadałam, byłam w permanentnym
amoku. Aż trudno sobie wyobrazić,
jak ciężka jest to praca. Dzieci trafiały
do mnie z chaosu swoich domów,
przeżyć, traum. Dziś poświęcam się
dla biologicznych dzieci, chodzimy na
spacery, nadrabiamy zaległości kulturalne, przez te dziesięć lat prowadzenia domu obejrzałam może trzy filmy. Wróciłam do czytania. Podczas prowadzenia domu dziecka nie miałam na to czasu, byłam zbyt rozproszona, żeby skupić się na dłuższym tekście. (…).”
( Rozdz. V „Domy dziecka”. Wieczne dziadowanie – opowieść Wiktorii, która założyła rodzinny dom dziecka.
„Tu jest teraz Twój dom. Adopcja w Polsce” Marta Wroniszewska)