W przestrzeni publicznej mówimy o rodzinach zastępczych, rodzicach zastępczych ale kwestia zastępczego brata czy siostry jakoś do tej pory nie wybrzmiała…
Jak myślicie, dlaczego?
Odpowiedź jest prosta, te dzieci biologiczne rodzin zastępczych są dla systemu zupełnie niewidoczne. Nie wchodzą w żadne statystyki, nie są objęte żadnym wsparciem, nikt nie mówi głośno o kosztach emocjonalnych tych dzieci, a przecież ponoszą je. Te koszty są ogromne.
Na początek muszą się podzielić z kimś zupełnie obcym swoją mamą, tatą, babcią, dziadkiem, itd. Często muszą oddać część swojego pokoju, z czegoś zrezygnować. Robią to na prośbę swoich rodziców, często, tak jak ci rodzice nie są w pełni świadome, jak bardzo zmieni się ich życie…
Oczywiście, bywają przypadki, że rodzice z dwójką dzieci przyjmą 1, lub 2 dzieci, które nie będą zbyt wymagające i w związku z tym te „koszty” nie będą aż tak duże. Ale jakieś na pewno… W perspektywie wspólnego życia przez kolejne lata, różnie się to może potoczyć. I oby dobrze…
Ale są takie przypadki, że dzieci przychodzące do rodziny zastępczej są z niej po kilku latach nagle „wyrywane” do adopcji. I co wtedy? Brat zastępczy kocha nową siostrzyczkę czy brata, a tu puka OA bo po 3 latach trzeba zrobić miejsce w RZ ma nowe dzieci/ dziecko? I tak co 2, 3 lata… Rozstania, przypominające żałobę…ile można tego znieść? Jak myślicie? Ile dzieci biologicznych na przełomie tych kilku lat bycia tzw. rodziną zastępczą może takich rozstań udźwignąć? Czy sądzicie, że dzieje się to bez uszczerbku na ich psychice? Gwarantujemy, że nie… Po kilku latach wspólnego życia, w obliczu rozstania, płacze cała rodzina zastępcza..to tak ogromny ból, że nie da się go opisać…
Tym gorzej to wytrzymać, gdyż OA wraz RA zawsze uważają, iż RA jest lepsza niż RZ i podkreślają to na każdym kroku. Tym bardziej to trudne, gdyż nawet ustawodawca nie przewiduje tworzenia rodziny zastępczej długoterminowej…
Jeszcze inny przykład trudności przed jakimi stają dzieci biologiczne wraz ze swoimi rodzicami, to takie dzieci, które ze względu na swoje ogromne obciążenia, problemy nigdy nie powinny do niej trafić. Tymczasem zazwyczaj dzieci umieszcza się zupełnie przypadkowo, bez wcześniej diagnozy…i wszystko „wychodzi” w trakcie. Wtedy rodzina zastępcza zostaje sama, gdyż najważniejsza kwestia, czyli zabezpieczenie potrzebującego dziecka nastąpiło, a reszta już nikogo nie obchodzi. I się zaczyna… Dzieci biologiczne mogą być ofiarami tych przyjętych. Tych, z którymi dzielą pokoje, życie, rodziców, rodzinę…
Znamy przypadki, kiedy młodsze dzieci biologiczne były straszone, bite, szantażowane, okradane. Dzieci biologiczne są też świadkami przemocy słownej i fizycznej ze strony takich „agresorów”, bo nie możemy ukrywać, że to się nie dzieje. To się dzieje. O tym się po prostu nie mówi…
Dzieci trafiające do pieczy rodzinnej często chcą odtworzyć środowisko, z którego przybyły, które znają i do którego przywykły. Nie akceptują życia w rodzinie. Chcą wszystko zniszczyć. I robią to. W takich przypadkach dzieci biologiczne tracą najwięcej. Często ich rodzice, pełniący funkcję rodziny zastępczej tłumaczą zachowania przyjętych dzieci/ dziecka, oni to „rozumieją”, wiedzą skąd to wynika… Ale czy myślicie, że dzieci to rozumieją, że to akceptują, że się z tym uporają? Na pewno dzieci biologiczne wspierają swoich rodziców, podzielają ich nastawienie, i wtedy wzajemnie się wspierają ale nie zmienia to faktu, że ponoszą niesamowite koszty psychiczne całej tej sytuacji. I dorośli zupełnie nie zdają sobie z tego sprawy… A nawet jak zdają sobie sprawę, to jest już za późno… Sami często są bezradni i pozostawieni sami sobie..
Zawsze brakuje czasu na dziecko biologiczne, gdyż za dziecko przyjęte zawsze jest poczucie większej odpowiedzialności, ono zawsze wymaga poświęcenia większej ilości uwagi, często też mniej się od niego wymaga,…itd.
Brat, siostra zastępcza także modelują zachowania, bywają wzorem do naśladowania, partnerem do rozmowy, zabawy, pełnią niesamowicie ważną rolę wobec przyjmowanych dzieci. Nie można tego lekceważyć. W końcu tworzą rodzinę. Rodzinę.
A system? Cóż, wiadomo. Rodzina zastępcza to zawsze osoby narażone na ocenę przez otoczenie…
Dziecku biologicznemu nauczycielka wstawi 1 za brak zeszytu a dziecku w pieczy, kupi zeszyt i poda paragon dla RZ… Dziecku biologicznemu w śniadaniówkę nikt nie zajrzy, ale dziecko w pieczy z pustą śniadaniówką, to już na pewno głodzone…
Takich przykładów są setki…
Instytucje nie wspierają rodzin zastępczych i ich dzieci biologicznych w żaden sposób. Gdy zdarzy się cud i są jakieś bilety na koncert, teatr, to tylko dla dzieci w pieczy…
Gdy dzwoni organizator pieczy zastępczej z pomysłem umieszczenia kolejnego dziecka, to nigdy nie liczy dzieci biologicznych i proponując do przyjęcia kolejne potrzebujące dzieci, wydaje mu się oczywiste, że dom jest z gumy, rozciągnie się, że można nastolatkowi po prostu wstawić łóżeczko z małym bobasem, kolejnym zresztą, bo czemu nie?
Rodzice zastępczy z biologicznymi dziećmi są i będą. Należy się zająć kwestią zaopiekowania się nimi. To konieczne, gdyż w nich jest duży potencjał. Naprawdę duży. Ale nie może być tak jak teraz. Nie można ignorować, pomijać… Trzeba wysłuchać ze zrozumieniem..