„Ostatecznie o tym, jak dzieci przetrwają traumę fizycznie, emocjonalnie albo psychologicznie decyduje to, czy ludzie wokół nich – szczególnie ci dorośli, którym powinny ufać i na których powinny polegać – staną przy nich z miłością, wsparciem i otuchą. Ogień może ogrzać albo spalić, woda może napoić albo utopić, wiatr może popieścić albo zniszczyć. Tak samo jest z relacjami między ludźmi: możemy nawzajem się wspierać i niszczyć, pielęgnować i terroryzować, powodować urazy i leczyć.”(wstęp/15-16 str. „O chłopcu wychowywanym jak pies” B.D. Perry, M. Szalavitz).
Jak myślicie kto staje po stronie dzieci, które trafiają do „systemu” z takiego czy innego powodu? Kto o nie dba, próbuje uleczyć, obdarza czułością i miłością?
Czy są to instytucje, placówki, szkoły??? A może urzędnicy? Czy są to rządzący?..
Nie… Tak naprawdę, tylko rodzic zastępczy, który przyjmuje dziecko do swojego domu jest w stanie je poznać, pomóc, zaopiekować się pod kątem indywidualnych potrzeb, itd. W rodzicu, rodzinie zastępczej jest ta moc, energia, której nie ma nigdzie indziej i na próżno jej szukać. Powinno się to stać formą specjalizacji, nie sądzicie?TAK, rodzice jako specjaliści Takie podejście rozwiązałoby wiele problemów. Rodzic zastępczy traktowany byłby na równi z urzędnikiem monitorującym, kontrolującym czy jakimkolwiek innym… Wreszcie możliwy byłby dialog, którego oś stanowiłoby „Dobro Dziecka”. Ileż problemów zostałoby dzięki temu rozwiązanych… I może pojawiliby się wreszcie kolejni kandydaci – specjaliści, do objęcia tej roli Wszystkim nam, całemu społeczeństwu powinno zależeć na tym, aby dzieci wychowywane były w rodzinach a nie w placówkach. Dlaczego tak się nie dzieje?