OPZ-y stosują najróżniejsze techniki, aby pomóc dzieciom, ale same mają ograniczone możliwości, ponieważ rodzin zastępczych nadal brakuje. Już wielokrotnie była o tym mowa, znane są problemy pieczy zastępczej oraz znane powody braku chętnych, ale też nikt z osób, które mogłyby to zmienić nie słucha, albo nie chce słuchać, albo też jest czymś ograniczona, bo w teorii zmienia się niewiele, a w praktyce nic. Są podwyżki dla rodzin zawodowych w kwotach uwłaczających godności, bo przy obecnej inflacji taka podwyżka daje niewiele, dla niezawodowych nie ma żadnych dodatkowych wynagrodzeń. Niby wszystkie zaangażowane instytucje (MOPR, PCPR, OA itp.) i sądy „robią co mogą”, starają się, mają dobre chęci, ale jak wiadomo nimi „piekło wybrukowane” i efekty są marne. Brakuje współpracy między instytucjami, bo każda ma swoje „spojrzenie na problem”, „własne przepisy, procedury, regulaminy, doświadczenia”. W tym wszystkim są rodziny zastępcze, które podejmują to wyzwanie, codziennie zmagają się z problemami, ale są już zmęczone bezsensownymi kampaniami społecznymi, które przypominają jedynie zużyty plaster na ropiejącą ranę, której nikt nie chce oczyścić, aby wreszcie się zagoiła.
Ostatni z „modnych” albo raczej „desperackich” już kroków jakie podejmuje OPZ-y we wszystkich powiatach w całej Polsce jest umieszczanie informacji przypominających ofertę, albo reklamę dzieci, dla których poszukuje się domu, dzieci już odebranych rodzicom biologicznym i przebywającym w szpitalach, placówkach opiekuńczo-wychowawczych, pogotowiach rodzinnych, innych, tymczasowych rodzinach na stronach www.facebook.com. I tu zaczyna się kolejny problem: OPZ-y piszą ogólne informacje nt. dzieci, aby nie ujawniać wrażliwych danych osobowych podopiecznych, a przypadkowi ludzie czytają te wpisy i komentują chwytającymi za serca wpisami. Tylko co z tego wynika? Jedynie co dziesiąta informacja jest informacją o gotowości do przyjęcia dzieci, reszta to emocjonalna, betonowa wylewka pod publiczkę. Ponadto, z tych osób/rodzin, które faktycznie zgłosiły gotowość przyjęcia dzieci to ludzie kompletnie nieświadomi tego, na co się porywają, przekonani o swojej wyjątkowości, nie przyjmujący do wiadomości faktów i informacji o dziecku. Proces uświadamiania zaczyna się na szkoleniu, o ile do niego dotrą i czasem tam właśnie się kończy, bo albo nie podejmują się jego dalszej części albo pozostają nieświadomi sądząc, że ich dziecko będzie przecież inne, nieobciążone, inteligentne i te wszystkie informacje są dla nich zbędne. Koło się zamyka, a w sieci pojawiają się kolejne porywające i emocjonalne wpisy, ludzie się oburzają, twierdzą, że zrobiliby inaczej gdyby mogli, ale nie mogą, przecież inni źle postępują, oni by postąpili tak czy tak, ale nie postąpią, bo nie wezmą na siebie takiej odpowiedzialności. Łatwiej osądzać innych, mieć własne spojrzenie na cały problem, mówić o tym i o tych, którym się nie udało, a próbowali, a oni nie będą próbować, bo innym się nie udało. Łatwiej psioczyć na instytucje, że rozdzielają, szukają sposobów, wysyłać modlitwy, okazywać współczucie słowne, litować się na losem dzieci, zwyzywać kraj, system i władze i siedzieć w domu w czterech ścian własnego spokojnego sumienia. A dzieci czekają….”
Tekst, to zebrane przemyślenia jednej z mam zastępczych. Dziękujemy